wtorek, 26 kwietnia 2016

Prolog

Bębniłam palcami po szybie z obrażoną miną, ale i tak nikt nie zwracał na mnie uwagi. W samochodzie panowała grobowa cisza, zresztą niewiele rozmawiałam z mamą od kiedy zdecydowała, że odeśle mnie do ojca. Spojrzałam na nią kątem oka. Wyglądała jak zawsze, włosy w słomianym kolorze miała związane w tak zwanego banana, na twarz nałożony lekki makijaż. Tylko jej mina odbiegała od normalności, zazwyczaj uśmiechnięta dziś siedziała przygnębiona. Westchnęłyśmy w tym samym momencie i mimowolnie obie również się uśmiechnęłyśmy. Zawsze miałam z mamą dobry kontakt więc zdziwiłam się kiedy pewnego wieczora weszła do mojego pokoju oznajmiając, że muszę przenieść się do ojca.
-To dla twojego dobra Kocie - powtarzała mi jak mantrę przez dobry tydzień, jednak przekazywała mi to takim tonem, że wątpiłam iż sama w to wierzy.
Byłam na nią wściekła, w końcu ojciec nie interesował się mną od kąt skończyłam 10 lat to po co nagle miałam z nim mieszkać? Jakby tego było mało miałam przeprowadzić się z mojego ukochanego Manhattanu do małego miasteczka w stanie Waszyngton (jak spotkam tam Edwarda lub inne wampiry to zrobi się ciekawie). Byłam pewna, że będę tam nie lada atrakcją jako dziewczyna z wielkiego miasta. Szczęściem było chociaż to, że rok szkolny miał się zacząć dopiero za dwa tygodnie więc nie musiałam przychodzić w połowie semestru.
-Bardzo jesteś na mnie zła? - znienacka odezwała się mama, po jej tonie było słychać, że obawia się mojej wypowiedzi.
-Wcześniej byłam - przyznałam od razu - Teraz bardziej martwi mnie fakt, że nie będę cię widywać codziennie.
-I właśnie dlatego postanowiłam wydać fortunę na paliwo i hotele, ale odwieźć cie samochodem.
Uśmiechnęłam się do niej serdecznie i włączyłam radio na naszym przeboju na długie podróże. Nie wiedzieć z jakich przyczyn została nim piosenka Justina Biebera "Beauty and the Beat".
Kiedy w końcu dotarłyśmy do Heather Hill* jęknęłam cicho na co moja mama znów się zasępiła.
-Zobaczysz, będzie fajnie.
-Tak - mruknęłam - A potem świnie zaczną latać.
Ojciec już czekał pod domem i wyglądał na wyjątkowo szczęśliwego. Nie żebym była jakimś znawcą czy coś, ale jego miejsce zamieszkana nie wyglądało na tanie, wręcz przeciwnie. Już od samego skrawku jego posesji bił przepych. Się tataulek dorobił.
-Witaj Mandy - rzucił do mamy kiedy wyszłyśmy z samochodu - Moja mała Liliann jak ty urosłaś.
Skrzywiłam się, bo nienawidziłam kiedy ktoś zwracał się do mnie moim pełnym imieniem.
-Po prostu Lil.
-Nie lubisz swojego imienia? - był wyraźnie zdziwiony - Sam je wybierałem.
-Może dlatego - rzuciłam kąśliwie otwierając bagażnik i próbując nie patrzeć na mamę, która próbowała zamaskować śmiech kaszlem. Stara sztuczka.
Ojciec nie zwrócił uwagi na moją docinkę i jak gdyby nigdy nic zabierając mi walizki kazał iść za sobą. W drodze do mojego pokoju minęliśmy dość skromny hol z mnóstwem pozamykanych drzwi. Wzdrygnęłam się na samą myśl, ponieważ nie przepadam za tak zamkniętymi domami. Na piętrze był kolejny korytarz. Tata otworzył drugie drzwi na lewo i robiąc dziwny gest zaprosił mnie do środka. Pokój był przestronny  pomalowany na przyjemny jak dla mnie lodowy kolor. Na jednej ścianie czarnym kolorem namalowana była całkiem spora panorama Manhattanu.
-Pomyślałem, że poczujesz się bardziej jak w domu - powiedział ojciec widząc czemu się przyglądam
Nie dając po sobie poznać jak miło mi się zrobiło mruknęłam ciche "Dzięki". Rodzice postanowili, że muszą pogadać na osobności więc chcąc nie chcąc zostałam sama. W moim pokoju nie licząc wejściowych było jeszcze dwoje drzwi. Otwierając pierwsze znalazłam się w przestronnej wyłożonej czarno białymi płytkami łazience. Drugie prowadziły do sporej garderoby (to by wyjaśniało brak szafy na ubrania). Ze zdziwieniem zauważyłam, że niektóre półki są zapełnione. Ubrania, które na nich leżały idealnie wpasowywały się w mój styl i były w moim rozmiarze. Wycofując się do pokoju zastanawiałam się skąd ojciec tyle o mnie wie. Podeszłam do okna które wychodziło na okazały ogród z basenem niewidoczny z podjazdu. Dobra, wychowałam się na bogatym Manhattanie, ale męczył mnie ten przepych. Kiedy tylko spojrzało się na bogato rzeźbione metalowe ramy mojego łóżka, lub regał na książki miało się wrażenie, że ojciec śpi na kasie. Nie mogąc znieść pokoju, który był kompletnie obcy, a przecież miałam w nim mieszkać zeszłam na dół by jak najwięcej czasu spędzić z mamą przed jej wyjazdem.
***
*jest to wymyślone prze zemnie miasto
Mam nadzieję, że się spodoba, ale nie jestem dobra w pisaniu prologów :) Jeśli ktoś przeczyta proszę o komentarz